Najważniejszy prezent
Niemal weselne przyjęcie w restauracji poprzedzone kilkumiesięcznym stresem związanym z wkuwaniem katechizmu, przeliczanie pieniędzy podarowanych przez krewnych w kopertach z „Pamiątką I Komunii Świętej” i licytacja najlepszych prezentów wśród kolegów z klasy – to wszystko ominęło naszą córkę. Pan Bóg przygotował dla niej inną drogę. Wczesną.
Wielu rodziców wie, że wcale nie przesadzam, choć oczywiście nie jest prawdą, że do tego typu wydarzeń sprowadza się I Komunia Święta ośmiolatków. Proboszczowie się starają, katechetki się starają i część rodziców też się stara. Ta druga część – niestety – interesuje się jedynie przyjęciem i otoczką, przygotowanie duchowe zostawiając Kościołowi. Moje doświadczenia rodzinne mówiły mi, że niemal niemożliwe jest odizolowanie dziecka od świeckiego charakteru, jakiego nabrały uroczystości I Komunii Świętej. Centrum tego wielkiego dnia staje się suto zastawiony stół, przy którym siedzi obskakiwane przez wszystkich dziecko – książę/księżniczka. Głównym jego zadaniem tego dnia jest odbieranie prezentów od krewnych i liczenie pieniędzy, a najważniejszym tematem nadchodzącego tygodnia w szkole jest omawianie podarunków i ich wartości. Na szczęście moja córka postanowiła nie czekać na Jezusa do II klasy. Zapragnęła Go już wcześniej.
Wcześniej do Jezusa
Nie miałam pojęcia o istnieniu praktyki wczesnej Komunii Świętej, kiedy czteroletnia Nina podczas przyjmowania przez nas Ciała Jezusa wyraźnie smutniała. Była bardzo żywym dzieckiem i zwykle podczas trwania Mszy Świętej biegała, ale gdy przystępowaliśmy z mężem do Komunii, szeptała nam do ucha, że ona też chce. Kiedy jej wytłumaczyliśmy, że musi jeszcze poczekać, posmutniała i zdarzało się, że płakała z tego powodu. Powtarzało się to co tydzień. Byłam pewna, że nie chodzi tu o dziecięcą zazdrość („inni mogąb a ja nie”), a nasza córka doskonale wiedziała, że nie jest to zwykły opłatek tylko Ciało Pana Jezusa. Skąd wiedziała? Powiedzieliśmy jej kiedyś, a ona uwierzyła. To dorośli chcą wszystko pojąć rozumem, a dziecko po prostu wie, że tak jest i już. Rok później znajomy ksiądz powiedział nam o możliwości przystąpienia do wczesnej Komunii Świętej. Długo rozważaliśmy z mężem, czy rzeczywiście będzie to dla naszej córki najlepsze. Nina wiedziała, co dzieje się podczas Przeistoczenia, miała piękną dziecięcą wiarę w to, że Jezus ją kocha, że troszczy się o naszą rodzinę, a nawet opowiadała o tym dzieciom w przedszkolu. Przede wszystkim miała zaś ogromne pragnienie przyjęcia Jezusa w Chlebie Eucharystycznym. Jednak podczas Mszy Świętej nie potrafiła usiedzieć w miejscu ani minuty. Mieliśmy z mężem wrażenie, że powinniśmy dać jej czas, żeby dojrzała, by zatrzymała się na chwilę choćby podczas modlitwy Ojcze nasz. Pomysł wczesnej Komunii św. odżył, gdy Nina była w I klasie.
Pojednanie
Przez kilka miesięcy raz w tygodniu jeździliśmy na katechezy, które prowadziła wspaniała i niezwykle ciepła katechetka. W grupie było sześcioro dzieci i ich rodzice, którzy zawsze przysłuchiwali się katechezie. Nina uwielbiała te spotkania: było dużo śmiechu, radości i modlitwy. To, co przede wszystkim było widoczne, to zaangażowanie rodziców w przygotowanie. Razem z dzieckiem prowadziliśmy zeszyt rysując i przypominając sobie, o czym była mowa na katechezie. Całą rodziną wieczorami odmawialiśmy Różaniec. Wiedzieliśmy, że nasz dom oczekuje na coś bardzo ważnego, że nasze dziecko czeka – naprawdę czeka – na wielki dzień. Wczesne Komunie św. odbywają się zazwyczaj w Wielki Czwartek. Tydzień przedtem dzieci przystąpiły do pierwszej spowiedzi – to było wielkie święto. Zdarza się w tradycyjnym przygotowaniu do I Komunii Świętej, że sakrament pojednania traktuje się marginalnie, przejściowo lub pomocniczo. Nacisk kładzie się na odróżnianie dobra od zła i sporządzaniu listy grzechów, ale zapomina się o tym, że ten sakrament to przede wszystkim przebaczenie, dziecko w nim właśnie doznaje tego, że Bóg kocha je pomimo „listy” grzechów. Tego dnia pościliśmy i modliliśmy się, chcieliśmy aby nasze dziecko zapamiętało ten moment na zawsze: Pan Bóg przebacza człowiekowi. Z tej okazji kupiliśmy naszej córce nową sukienkę, a po spowiedzi poszliśmy całą rodziną do kawiarni na lody. Było przecież z czego się radować!
Jezus i fartuszek
I Komunia Święta była przede wszystkim wydarzeniem rodzinnym. Moja córka nie przeżywała jej w tłumie koleżanek, ale między nami: rodzicami i młodszym bratem. Przed wejściem do kościoła rodzice błogosławili swoje dzieci. Przez całą Mszę św. Nina siedziała między nami w ławce. Komunię św. też przyjmowaliśmy razem. Nigdy tego nie zapomnimy. Ponieważ był to Wielki Czwartek nie mogło być mowy o żadnym przyjęciu, poza tym ten dzień miał być przeżyciem spotkania z Jezusem, a nie czasem imprezy. Moja córka była szczęśliwa – autentycznie i szczerze szczęśliwa – bo przyjęła do swego serca Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Wiedziała, że to jest najważniejszy prezent w jej życiu. Katechetka powiedziała dzieciom, że w domu dostaną od rodziców jeszcze jeden prezent – fartuszek. Wieczorem, po Mszy św. pojechaliśmy razem z chrzestnymi Niny do domu na skromną kolację, a Nina założyła na albę fartuszek i usługiwała nam przy stole. Teraz mogła stać się jak Jezus Chrystus – służyć drugiemu z miłości do niego. Zapewniam, że nie traktowała tego jako kary, wręcz przeciwnie! Nigdy nie widziałam jej bardziej szczęśliwej niż w Wielki Czwartek 2004 roku. Na tort przyszedł czas w Święta Wielkanocne, a na naukę na pamięć katechizmu rok później – razem z całą klasą. Ominęło ją ekscytowanie się prezentami, tak naprawdę nie miała nawet pojęcia o tym, że się je z tej okazji dostaje. Ona przecież dostała prezent, ten najważniejszy!
Natalia Budzyńska – Przewodnik Katolicki nr 18/2007